niedziela, 10 lutego 2019

Episode 5.


LUNA

Sekret.
1.rzeczownik
informacja, która jest znana tylko jednej lub kilku osobom i nie powinna być przekazywana innym;
fakt o nieznanym przedmiocie;
potajemnie zorganizowane wydarzenie;
oznaczone jako zwyczaj dyskrecji;
praca z ukrytymi celami lub metodami,
tajny proces prowadzony w tajemnicy;
informacja, której nieuprawnione ujawnienie mogłoby zagrozić czemuś
2.przymiotnik
używany do opisania kogoś, kto zachowuje swoje myśli, intencje lub działania ukryte przed innymi ludźmi
3.synonimy
coś nieujawnione, nieznane, poufne, podziemne

Źródło - Idoceonline

Na przyjęcie Portii przychodzimy dokładnie trzy minuty przed północą, kiedy akurat wszyscy ustawiają się w salonie by zaśpiewać solenizantce efektowne sto lat w akompaniamencie przepięknej melodii płynącej z szerokiej gamy instrumentów, a to wszystko przypieczętowane jest wystawnym tortem o wysokości jakiś dwóch metrów.
Jestem pewna, że starczy go dla nas wszystkich.
Próbujemy wkupić się w tłum, żeby nasze spóźnienie nie było aż tak widoczne.
Zresztą i tak wątpię, że ktokolwiek mógłby lub chciałby je zauważyć.
Nie jestem aż tak naiwna.
W każdym razie już teraz mogę powiedzieć, że na pewno bawiłam się sto razy lepiej na występie Logana, jakieś dziesięć minut temu, niżeli będę bawić się tutaj.
Tak, mój przyjaciel, a chłopak Brooke gra na perkusji w jednym z miejscowych amatorskich zespołów.
Często występują w moim ulubionym barze, o nazwie Gut, do którego towarzystwo z tego otoczenia raczej nie przyszłoby zbyt chętnie.
No wiecie, zbyt pospolite miejsce, w którym nie zobaczy się takich cudowności jakie możemy aktualnie podziwiać w apartamencie Portii.
Zamiast chardonnay podają najlepsze w świecie (moim zdaniem) piwo korzenne, a zamiast złotych balonów i czarnych piór na ścianach wiszą liczne obrazy i zdjęcia z lat siedemdziesiątych.
Całkowicie mój klimat lecz niekoniecznie klimat tutejszych gości.
Nie mam im tego za złe.
Każdy lubi coś innego.
Nie muszę chyba jednak wspominać, że atlancka „młodzież” jest rozpuszczona jak dziadowski bicz i na tyle przyzwyczajona do luksusu, że ciężko byłoby spotkać kogokolwiek znajomego właśnie w Gut.
Może to i lepiej.
-Happy birthday dear Portia, happy birthday to you! - oklaski, wiwaty i cała masa roześmianych twarzy. A w tym wszystkim szczęśliwa Portia, zdmuchująca dwadzieścia trzy świeczki, a tuż obok niej cała jej piekielna brygada.
Moja siostra, Savannah, Lucas, Ace, no i Aspen.
Ale w zasadzie zaliczenie tego ostatniego do piekielnej brygady byłoby niedopatrzeniem.
On raczej nie bierze w tym aż tak intensywnego udziału.
Jestem pewna, że stoi tam tylko po to, by potowarzyszyć Siren.
On i Portia nie darzą siebie największą sympatią więc w przeciwnym razie, po co miałby tu w ogóle być?
Patrzę z lekkiem uprzedzeniem na ich obrazek.
Może im zazdroszczę, że mają tak dużą i zgraną ekipę?
Nie, to nie może być zazdrość.
W głębi duszy znam siebie i doskonale zdaje sobie sprawę, że bym się tam nie odnalazła.
Nie należę do typu osób, którymi oni są.
Ale wbrew wszystkich przeciwnością i mojego niezbyt entuzjastycznego podejścia do tej grupy, tak naprawdę darzę sympatią każdego, kto należy do piekielnej brygady.
Portia jest osobą, którą znam praktycznie całe moje życie.
Kiedyś nie była aż taką zdzirą, jaką jest teraz. 
Nasza przyjaźń była naprawdę silna, ale potem zaczęła się nazbyt wywyższać i po prostu mi to nie pasowało. I tym sposobem z trójki kompanek, zostały tylko dwie.
Mimo to nigdy nie potrafiłam czuć urazy do Portii.
Pomimo, że jest arogancka i zazwyczaj nie myśli nad tym co mówi, jest osobą, której nie da się brać całkowicie na poważnie. Poza tym bywa zabawna i dość lojalna przez co ma się do niej swego rodzaju słabość.
Wiem, że jej zachowanie nie należy w pełni do jej winy. Potrafię to zrozumieć.
I pomimo, że tolerujemy siebie nawzajem, to wiem jednak, że nigdy nie będziemy tak blisko jak byłyśmy kiedyś.
Savannah jest jedną z najmilszych osób jakie znam. Kocha zwierzęta i jest niesłychanie inteligentna. Ma bardzo delikatną urodę i na pierwszy rzut oka nie pasuje do piekielnej brygady ze względu na swój łagodny charakter.
Niemniej jednak musi dobrze czuć się w ich towarzystwie skoro jeszcze ich nie opuściła. Myślę, że potrafi rozróżnić co jest dla niej dobre, a co wręcz przeciwnie.
Ace jest największym fashiniostą jakiego widział świat. Ma również niesamowity talent do aktorstwa przez co potrafi się wcielić w naprawdę przeróżne role.
Poza tym jest naprawdę sympatyczny i koleżeński więc w zasadzie nie mogłabym mu zarzucić nic złego.
Do tego jest niewiarygodnie przystojny przez co świetnie się na niego patrzy.
Cóż, kolejny plus.
W stosunku do Lucas’a zawsze miałam mieszane uczucia.
Czasami nie potrafię odszyfrować czy jego zachowanie to gra, czy faktycznie jest jaki jest.Widziałam go w naprawdę wielu wcieleniach i do tej pory nie mam pojęcia, które jest prawdziwe.
Odkąd go znam, dał mi się poznać jako:
1.Apodyktyczny dupek
2.Słodki podrywacz
3.Zabawny komik
4.Kapryśny egoista
5.Wrażliwy romantyk
Nic dziwnego, że mogę być nieco zdezorientowana.
Lucas’a i Ace’a łączy to, że obaj są nieludzko urodziwi.
Jednak to Lucas ma w sobie coś, co tak bardzo go do siebie przyciąga.
Jakąś tajemnicę, której szczerze powiedziawszy sama jestem ciekawa.
Aczkolwiek nie jest to chłopak dla mnie.
Nie dość, że w zasadzie zapomina o moim istnieniu to zdecydowanie nie jestem dziewczyną w jego guście.
-Ciekawe co by się stało jakby jej ktoś przypadkiem stanął na tren… - słyszę słowa Brooke przy uchu. Patrzę na nią i zaczynamy chichotać. Jakiś chłopak przed nami karci nas wzrokiem.
-Odpuść swój nikczemny plan. - mówię. - Nie możesz jej upokorzyć w tak ważnym dniu. - kończę teatralnym głosem.
-Tak… To by było niewybaczalne.
-Przynieść wam tortu? - pyta Logan.
-Ja pasuję. - odpowiadam, biorąc łyk szampana. - Nie potrzebuję jedzenia. Potrzebuję alkoholu.
-Ja poproszę. - odzywa się Brooke, dając mu buziaka w usta.
Związek Brooke i Logana to dziwna historia.
Cała nasza trójka zna się praktycznie od zawsze i odkąd pamiętam byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie mam pojęcia kiedy między tą dwójką zaczęło iskrzyć, ale musiałam to nieźle przegapić.
Dla mnie to była sytuacja, która pojawiła się z dnia na dzień; dla nich - zapewne trwało to zdecydowanie dłużej.
Na początku zastanawiałam się czy nie chcieli mi powiedzieć, bo się wstydzili czy po prostu bali się mojej reakcji. 
Cóż, zareagowałam nieco drastycznie, ponieważ było to coś nowego.
Odtąd nie spędzaliśmy we trójkę każdej wolnej chwili. Musiałam się przyzwyczaić do tego, że Brooke i Logan potrzebują także czasu tylko dla siebie.
Nie rozmawialiśmy o innych potencjalnych kandydatach na chłopaka lub kandydatek na dziewczynę, bo w zasadzie 2/3 naszego grona było zajętych i to przez siebie.
No i nie mogłabym pominąć najważniejszego, czyli widoku czułości moich przyjaciół, które jeszcze do niedawna przyprawiały mnie o mdłości, lecz jakimś cudem zdążyłam do nich przywyknąć.
Najgorsze co mogło mnie jednak spotkać w wyniku tej zmiany to ich kłótnie. I to, że oboje wtedy potrzebowali mojej rady. Nie mogłam stawać po niczyjej stronie, bo jeśli bym to zrobiła, druga strona zapewne by się obraziła. Co prawda obrażali się nawet o to, że właśnie nie stoję po żadnej stronie.
Skomplikowane, aczkolwiek ustaliliśmy pewne zasady i od jakiegoś czasu możemy czuć się komfortowo w swoim towarzystwie.
-Proszę, proszę, proszę. Spójrzcie kto się pojawił… - Portia podchodzi do nas ze swoim firmowym uśmiechem, mierząc nas wzrokiem od góry do dołu. - Nawet nie wyróżniacie się aż tak w tłumie. - odpowiada złośliwie, ale jeśli by tego nie zrobiła, nie byłaby Portią.
-Wszystkiego najlepszego. - uśmiecham się, obejmując jej szczupłe ciało. Zaraz po tym Brooke wręcza jej torebkę z prezentem.
-Co my tu mamy? - pyta zaciekawiona, zaglądając do środka.
-Coś specjalnie dla królowej. - odpowiada Brooke, puszczając jej oczko.
Szatynka wyciąga z torebki różową koszulkę z napisem „I’m a queen bitch because I can”.
-Oczywiście. Jak zwykle z klasą. - odpowiada. - Położę je do reszty prezentów. Czyli torebek Chanel i okularów przeciwsłonecznych od Gucci. - sztuczny uśmiech znów ląduje na jej twarzy zaraz przed tym jak nas opuszcza.
-Co jej po torebce Chanel i okularych Gucci skoro może mieć specjalnie dedykowaną koszulkę od najlepszych przyjaciółek? - mówi Brooke, na co wzruszam ramionami, przyznając jej rację.
-Też tak sądzę.
-Niezła impreza. - koło nas zjawia się Aspen, trzymając w ręce szklankę z colą i zapewne z dodatkiem czegoś procentowego, spodziewając się po minie Brooke, która wącha zawartość owej szklanki. 
-Podają coś innego oprócz Chardonnay? - pyta zdziwiona.
-Nie. Dlatego musiałem znaleźć barek.
-Pomysłowe. - kiwa głową z uznaniem.
-Gdzie jest Siren? - pytam przy okazji.
-Segreguje prezenty Portii. I czuję zażenowanie mówiąc to.
-Od czego są przyjaciółki? - Brooke klepie go po ramieniu, po czym zerka na mnie. - Idę znaleźć Logana. Przeczuwam, że zjadł moją porcję tortu.
Posyłam jej wrogi wzrok, ponieważ nie chcę, żeby zostawiła mnie z nim samą, ale ona wydaje się nic z tego nie robić.
Od czego są przyjaciółki?
-Więc… Dobrze się bawisz? - odzywam się z braku laku.
-Pani doktor… Zna pani odpowiedź na to pytanie. - zerka na mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem, tak, że mam ochotę rzucić się na niego i niczym się nie przejmować.
Ale pamiętam o moich hamulcach.
Są wystarczająco silne, żeby tego nie robić.
-Rzeczywiście. Niezbyt tu pasujesz. - mrużę oczy. 
On zerka na mnie z zainteresowaniem.
-Co masz na myśli? - prycha z zadowoleniem.
-No wiesz. Włosy w nieładzie, hegemonistyczny wyraz twarzy no i ta koszula w groszki. Nie wiedziałeś, że już od dawna nie są w modzie? - droczę się z nim, na co wybucha śmiechem.
-Dobrze więc pani Idealna. Chcesz powiedzieć, że ty pasujesz tu bardziej niż ja?
-Oh, bez dwóch zdań. - odpowiadam. - Uwielbiam wystawne przyjęcia, zegarki Versace i niebotycznie wysokie szpilki. Nie wspominając o starym, poczciwym Chardonnay.
-No proszę. A ja sądziłem, że wystarczy ci dobra książka, muzyka lat osiemdziesiątych i piwo korzenne. 
Zerkam na niego nieco zdziwiona.
-Skąd wiesz, że lubię…
-Tu was mam. - Lucas pojawia się znikąd, wieszając się na mnie i na Aspen’ie. Zaczynam czuć ból na przedramieniu, bo powiedzmy sobie szczerze - kawał z niego chłopa.
-Kto ma ochotę na kąpiel w basenie? - Lucas zerka w moją stronę przed dłuższy moment.
Co prawda nie miałam okazji kąpać się w tarasowym basenie Portii, ale nie sądzę, aby teraz był na to dobry moment.
-A jak myślisz? - pytam.
-Myślę, że masz ochotę.
Śmieję się przez chwilę w jego stronę, po czym na mojej twarzy znów pojawia się grobowa mina.
-Nie.
-Potraktuję to jako wyzwanie! - odzywa się, i po chwili wszystko dzieje się zbyt szybko.
W jednej chwili jestem niesiona przez Lucas’a w stronę tarasu, a w kolejnej słyszę swój błagający ton skierowany właśnie do niego.
-Lucas, proszę, nie rób tego. Noszę szkła kontaktowe!
-Za późno! - słyszę jeszcze pod koniec, a potem jedyne co udaje mi się usłyszeć lub odczuć to zapach chloru, zetknięcie całego mojego ciała z zimną wodą i dźwięk lawiny śmiechów, dochodzący z tarasu jak i wnętrza domu.
Wynurzam się z wody jak taka nieporadna syrena z miną rozdrażnionej Afrodyty.
-Co do cholery? 
-Sam nie wiem. Po prostu zawsze chciałem to zrobić. - Lucas kuca nad brzegiem basenu, zerkając na mnie z kpiącym uśmieszkiem. - C’est la Vie. 
Wzburzona uderzam o taflę wody z całej siły moich pięści, ale nie udaje mi się go oblać, ponieważ zdąża odsunąć się na bezpieczną odległość.
A niech mnie. Szczęście mi dzisiaj sprzyja.
Tym sposobem wychodzę z basenu o własnych siłach, przepełniona goryczą, zażenowaniem i chęcią zemsty.
Tej nocy wracam do domu nie tylko mokra i kompletnie rozjuszona, ale także zdezorientowana faktem, że Aspen wie o mnie coś, o czym mógł się dowiedzieć tylko w jeden sposób.
I po złożeniu wszystkiego do kupy, zdaję sobie sprawę, że przez cały ten czas byłam w błędzie.
Istnieje jeszcze jeden bywalec Gut, o którym nie miałam zielonego pojęcia, i kiedy kładę się do łóżka, mój mózg wciąż nie jest w stanie uwierzyć, że tym kimś jest Aspen.


**************************************************